21 gru 2009

3 tygodnie

Dzisiaj Kacperek kończy 3 tygodnie. Jak dla mnie ten czas za szybko leci.
Dzisiaj mieliśmy pierwsze poważne wyjście. Do dziadków. Tata D po nas przyjechał, a potem nas odwiózł. Mały nie wiedział gdzie patrzeć tyle nowych rzeczy zobaczył. Przez całą wizytę wogóle nie spał. Leżał i się rozglądał.
Od trzech dni nie chce zasypiać jak go wieczorem kładziemy do łóżeczka. Zaczyna się wiercić, popłakiwać i trzeba go wziąć na ręce to wtedy od razu się uspokaja. Upodobał sobie zasypianie na mnie, a konkretnie na moim brzuchu. Zasypia około 23 i wtedy można go przełożyć do łóżeczka.
Jeżeli chodzi o kąpanie to robimy małe postępy. Już nie płacze przy rozbieraniu. Uaktywnia się dopiero jak go zaczynam myć. Z tym, że teraz to już mniej jest płacz, a bardziej pisk. Po jego kąpieli na prawe ucho nie słyszę potem jeszcze z dobrą godzinę :)
Tak się bałam jak Sylwek zareaguje na małego, a okazało się, że niepotrzebnie. Po przyjściu ze szpitala położyliśmy Kacperka na przewijaku żeby go rozebrać, a Sylwek podszedł, powąchał go i sobie poszedł. Tak reaguje do dzisiaj. Do łóżeczka i wózka przestał wogóle od pierwszego dnia wchodzić. Tak sam z siebie. Tak samo normalnie zareagował na to, że musi teraz spać w drugim pokoju. Wie, że rano go wpuszczę i czeka pod drzwiami. A jak teściowie przyszli do nas z psem, to Sylwek się na niego rzucił jak tylko Timon się zbliżył do łóżka na którym leżał Kacper. Na razie jednak jeszcze nie mam aż tyle zaufania do Sylwka, żeby ich zostawiać samych w jednym pokoju dłużej niż minutkę.
A z nowych umiejętności, które zauważyłam u Kacperka:
- od 2 tygodni sam obraca się z plecków na boczek, nie wiem czy to normalne, bo nie mam porównania
- od kilku dni reaguje na nasze głosy i odwraca główkę w naszym kierunku jak do niego mówimy
- powoli zaczyna nawijać po swojemu, na razie wychodzi mu "aaaa aaaa"
- kilka razy się uśmiechnął, tylko nie wiem czy to do mnie czy akurat mu tak wyszło :)

16 gru 2009

Takie tam

Czas pędzi w takim tempie, że Kacperek ma już 16 dni. A dopiero co jechaliśmy do szpitala. Trochę brakuje mi tego kopania od środka :)
Pierwsze dwa tygodnie mały przespał. Robił sobie tylko przerwy średnio co 4 godziny na jedzenie. Teraz od dwóch dni potrafi nie spać jednym ciągiem dwie godziny, w porywach trzy. Wtedy leży i obserwuje. A jak nie chce leżeć to daje nam znać. Już mniej więcej potrafię rozpoznać czego chce w danym momencie. W nocy budzi się dwa razy na karmienie.
Płacze tylko przy kąpaniu, ale wtedy wszyscy sąsiedzi go słyszą. Pewnie się zastanawiają co my mu robimy. Pierwsze dwa dni po wyjściu ze szpitala do kąpania przychodziła mama D, a teraz już radzimy sobie sami. W sumie żadna filozofia.
Od razu dzień po wyjściu poszliśmy pozałatwiać wszystkie sprawy urzędowe typu zarejstrowanie małego, a w tym czasie Kacperek został z babcią.
7go i 10tego była u nas położna środowiskowa i wszystko nam wyjaśniła, pokazała. Dwie godziny u nas była. Małego zważyła, bo akurat miała przy sobie wagę. I w ciągu siedmiu dni przybrał 390 gram. Położna mówiła, że to nawet więcej niż jest norma. Następnego dnia był u nas lekarz na wizycie patronażowej i przy okazji wypisał nam receptę na kropelki do oczu, bo Kacperkowi z prawego oczka leci ropa. I w sumie cieszę się, że wybraliśmy tego lekarza. Widać, że ma podejście do dzieci.
W zeszły czwartek byliśmy na pierwszym godzinnym spacerku. Co prawda tylko w ogrodzie za domem, ale się dotleniliśmy. Może bylibyśmy troszkę dłużej, ale przyplątała się właścicielka kamienicy w której mieszkamy i zaczęła mi dawać dobre rady. Aktualne były może jakieś 60 lat temu jak ona miała małe dzieci. Pytała czy karmię piersią i wogóle. A na koniec pytanie czy dajemy mu herbatki. Mówię, że nie bo pije z piersi, a ona do mnie z oburzeniem: "Przecież po mleku chce się pić".
Wczoraj byłam w ZUSie załatwić sprawę z zasiłkiem macierzyńskim. Ile się naczekałam w kolejce to szkoda słów. A i tak mnie jeden pan przepuścił.
Dzisiaj D pierwszy raz szedł do pracy po dwutygodniowym wolnym. A my z Kacperkiem wyspaliśmy się do 16tej :) Z małymi przerwami na karmienie.

11 gru 2009

Wspomnienia porodowe

Powiem szczerze, że bardzo dobrze wspominam pobyt w szpitalu i samo cięcie.
W poniedziałek mieliśmy się planowo zgłosić do szpitala, ale Kacperek stwierdził, że to nie my będziemy decydować o terminie jego narodzin i nad ranem z niedzieli na poniedziałek zaczęły mi się sączyć wody płodowe, chociaż nie byłam pewna czy to to. Na spokojnie wypiliśmy z D kawę, ja się wykąpałam i pojechaliśmy do szpitala.
Prawie godzinę trwały formalności typu wypisywanie dokumentów, przebranie się, wstępne badanie. Potem poszliśmy z D na salę porodową. Około 10tej zrobili mi USG, podłączyli mnie do KTG, założyli wenflon, pobrali krew, dali antybiotyk na nerki i zastrzyk w pośladek na rozwarcie. Póżniej podłączyli mi kroplówkę z oksytocyną na wywołanie skurczów i przez godzinę spacerowaliśmy po korytarzu, żeby Kacperek zszedł jak najniżej. Pytałam położnej czy nie mają tam przypadkiem trampoliny, to byłoby szybciej gdybym poskakała. Ze śmiechem powiedziała, że niestety nie.  Około 18tej były już skurcze, ale nadal nie było rozwarcia i ordynator po badaniu stwierdził, że nie ma wyjścia i trzeba ciąć.
Jak mnie przygotowywali do cięcia to się rozbeczałam, sama nie wiem czemu i nikt nie umiał mnie uspokoić. O 19.15 wzięli mnie na salę. W tym czasie D skoczył szybko do domu coś zjeść, bo w tym całym zamieszaniu zapomniał zjeść cokolwiek na śniadanie i cały dzień był głodny. Jak wbijali igłę ze znieczuleniem w kręgosłup to poczułam tylko takie delikatne ukłucie. Zaraz straciłam czucie w nogach. Miałam taką miłą panią anestezjolog. I pyta się mnie ona czy czuję dotyk na brzuchu, to mówię, że tak. A ona mi na to: "To było pierwsze cięcie". Podziękowałam jej za poinformowanie mnie :) Cały czas mnie zagadywała czy znamy płeć, jak damy na imię, jaka jest planowa waga z USG. I o 19.40 Kacperek dał znać, że już jest na świecie. A dał znać tak konkretnie, że go chyba cały szpital słyszał.
Jak już go zważyli, zmierzyli, ubrali i pokazali mi to zanieśli go D na salę poporodową. Mnie pozszywali i też tam przewieźli z zaleceniem nie zasypiania przez 2 h, nie podnoszenia głowy i nie wstawaniem przez 6 godzin. Od razu mi też małego przystawili do piersi.
Po dwóch godzinach przewieżli mnie na położnictwo, a małego wzieli na oddział noworodkowy.
Rano przyszła położna, pomogła mi wstać i wejść pod prysznic. O 6tej przywieźli mi Kacperka. Pierwszy dzień cały przespał, a potem jak się rozdarł to nie umiałam go uspokoić. Ale po przyjeżdzie do domu jest taki spokojny jakby go nie było więc chyba szpital tak na niego działał. Od ósmej zaczynał się obchód. Najpierw ginekolodzy, a póżniej pediatrzy i położne. Małego zważyli, wykąpali, ubrali i póżniej mialiśmy już spokój. Co jakiś czas przychodziły położne sprawdzić czy nam lub maleństwom (leżałam z jeszcze jedną dziewczyną w pokoju) czegoś nie trzeba. Od 14tej do 18tej były odwiedziny.
Przez pierwszą dobę po cięciu mogłyśmy jeść tylko sucharki, dopiero od następnego dnia dostałyśmy normalne jedzenie. Planowo mieli mnie wypisać w piątej dobie po cięciu, ale ordynator stwierdził, że skoro już biegam to mogę iść do domu w trzeciej.

7 gru 2009

Kacperek

W poniedziałek 30.11 przyszedł na świat przez cesarskie cięcie Kacperek :)
Ważył 3540 gram i mierzył 57 cm.
Dostał 10 punktów Agpar.
O porodzie napiszę następnym razem.

   

Przepraszam, że dopiero teraz, ale internet mi szwankuje.

27 lis 2009

40tc 2d

Nadal czekam... Już drugi dzień po terminie, a maleństwo ani myśli pokazywać się z tej strony. Jeszcze jest w brzuchu, a już pokazuje swój charakterek. I napewno nie ma go po D, bo wtedy wyszłoby dla świętego spokoju :)
W poniedziałek byłam na ostatniej wizycie u ginekologa i dał mi skierowanie do szpitala w razie gdybym nie urodziła w terminie. Mam się zgłosić do 30tego.
A co do podpowiedzi anki, żebym się przeszła do Ikeii. Podejrzewam, że po takim spacerze napewno bym urodziła tym bardziej, że do najbliższej Ikeii mam jakieś 100 km :D
W piątek dostaliśmy zaproszenie na chrzciny Franusia, bratanka D, na 5go grudnia. Ale jakoś nie bardzo to widzę, bo nie wyobrażam sobie takiej imprezy z noworodkiem (o ile do tego czasu maleństwo zechce się pokazać). A szkoda, bo jeszcze nigdy nie byłam na chrzcinach i chciałabym zobaczyć jak to wygląda. Bo ja nie mam w planach chrzczenia dziecka. Ale jeszcze zostaje siostra D (ma termin na marzec). I końcem kwietnia mamy w planach komunię jej starszego syna, bo D jest jego chrzestnym.
Sylwek najprawdopodobniej stwierdził, że skoro łóżeczko stoi puste to znaczy, że jest bezpańskie i korzysta do woli. Kiedy tylko nie je i nie świruje to w nim śpi :)

22 lis 2009

39tc 4d - 3 dni do końca

 Nie, jeszcze nie urodziłam. Nadal czekam. Ale doszłam do wniosku, że nie ma sensu się bać bo to i tak nie zmieni faktu, że będę musiała urodzić. W nocy od kilku dni mam pojedyncze skurcze i czuję jak maleństwo jest nisko i naciska na szyjkę.
Znalazłam sobie nowe hobby, a mianowicie haftowanie :) Uznałam, że to będzie bardziej twórcze niż siedzenie cały dzień przed telewizorem. Wczoraj skoczyłam sobie do pasmanterii, kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i teraz szaleję. Jak skończę to wrzucę fotkę mojego dzieła.
Jeżeli do poniedziałku nie urodzę to idę do ginekologa na ostatnią wizytę. Powiedział, że wtedy wypisze mi skierowanie do szpitala. Wczoraj byłam jeszcze na zaległym badaniu krwi i moczu. Pojutrze będą wyniki i zobaczymy czy te tabletki z żurawiną coś dają. Żelaza na razie nie muszę już brać.
Ostatnio umyłam okna i tak jak pisała ina na swoim blogu to wcale nie przyśpiesza ani nie wywołuje porodu (przynajmniej w moim przypadku). Tak samo jak chodzenie po schodach, ręczne wypranie a potem wyprasowanie 20 pieluch tetrowych, dwugodzinny maraton po mieście.
W piątek przyszedł materac do łóżeczka i złożyliśmy z D wszystko do kupy. I miałam niezły ubaw, bo wszystko w łóżeczku mamy żółte: prześcieradło, pościela, przewijak a nawet pieluszki flanelowe. Jakoś przy kupowaniu nie zwrócilam na to uwagi. Braliśmy po prostu o co się nam podobało. Za to kocyki mamy zielone :)

I fotka z sesji zdjęciowej autorstwa młodej:

16 lis 2009

38tc 6d - 9 dni do końca

Jak widać jeszcze jestem w "dwupaku" :) Ale im bliżej końca tym gorzej się czuję. Dzisiaj o samego rana mnie mdli i mam zgagę. Do tego maleństwo ćwiczy dziwne wygibasy i mój pęcherz na tym cierpi. Wolałabym wytrzymać do soboty, ewentualnie niedzieli, ale szczerze wątpię czy mój plan wypali, bo już czuję co jakiś czas pojedyncze skurcze. A do tego od kilku dni biegam po kilka razy dziennie do toalety, więc podejrzewam, że organizm się oczyszcza przed porodem.
Jutro, a właściwie dzisiaj wpadnie do mnie młoda i zrobimy ostatnią sesję zdjęciową przed rozwiązaniem. Ostatnia szansa została więc trzeba ją wykorzystać. Kolejna sesja to już będzie maleństwa :) Już sobie wyobrażam jak skaczemy koło dzidzi z telefonami i cykamy jedną fotkę za drugą jak Chińczyki na wycieczkach...
W czwartek byliśmy w Ustroniu z D i jego rodzicami i kupiliśmy pomarańczową wanienkę i żółty przewijak ze słonikiem na środku. Sylwek zakochany w wanience :) Już ją uznał za swoją własność tak samo jak wózek i łóżeczko. Ale się zdziwi za parę dni jak skończy się nocowanie w łóżeczku i wogóle w sypialni.
We wtorek jak na złość siadła nam pralka, a właściwie jakiś tam pasek odpowiedzialny za kręcenie się bębna ciągle spada i nie chce się dać naprawić pomimo licznych interwencji D i jego taty. Dobrze, że ciuszki dla maleństwa już mam wyprane.
W piątek chodziłyśmy z młoda po sklepach za materacem do łóżeczka. I taki dobry kokosowo- piankowo- gryczany kosztuje średnio 80 zł. A jak poszukałam na allegro to znalazłam taki sam i razem z przesyłką wyszedł mnie 69 zł.  I nie bębę musiała go targać ze sklepu do domu tylko kurier mi go przywiezie.

9 lis 2009

38tc - 15 dni do końca

Dzisiaj  byłam u lekarza i mówił, że teraz to już moge urodzić w każdej chwili. Dzisiaj, jutro, za tydzień... Wytłumaczył kiedy mam iść do szpitala w razie czego itd. I teraz siedzę zestresowana, tym bardziej, że D ma nocki w tym tygodniu.
Mam już prawie całą torbę spakowaną do szpitala, dzisiaj w tym szoku po wizycie od razu poszłam do apteki po podkłady i zaczełam się pakować. Otworzyłam paczkę z pampersami i nigdy nie podejrzewałabym, że one są takie maleńkie. I z przodu maja wzorek z Kubusia Puchatka :)
Od wczoraj mamy już wózek w domu, dzisiaj rozłożyliśmy łóżeczko, przy okazji robiąc w sypialni małe przemeblowanie. Kot oszalał i nie wie co się dzieje, bo za dużo nowości jak na dwa dni :) Już zdażył przespać się w wózku połazić po łóżeczku.
Jutro jeszcze zamówię pościel dla maleństwa, pieluszki tetrowe i kocyk, bo znalazłam na allegro śliczny (pistacjowy z zebrą).
W czwartek jedziemy kupić wanienkę i przewijak i będziemy mieli już wszystko.

4 lis 2009

37tc 1d - 21 dni do końca

We wtorek, 3.11 minął rok odkad mieszkam z D. I pomimo przwidywań niektórych osób, że "na swoim zobaczę jak jest ciężko, spadnę na dno" i wogóle nadal żyję i mam się całkiem dobrze. Powoli dorabiamy się swojego, a mnie się nawet udało nauczyć gotować proste rzeczy. Nasz stan posiadania zwiększył się m.in. o kota, któremu momentami mam ochotę zrobić krzywdę (pewnie to dlatego D jest ukochanym panem). Ale w sumie firanki i tak już spisałam na straty, więc nie jest źle. Ale za to kochany jest kiedy "pomaga" D palić w piecu. Nie wspomnę jak potem wygląda ufifrany od węgla. Poza tym ściąga mi pranie z suszaka (ale już go nie zbiera jak spadnie na podłogę). Na przełomie grudnia i stycznia będziemy się przeprowadzać do większego mieszkania -  z balkonem. Moje największe marzenie :)
Byłyśmy dzisiaj z młodą na targu. Kupiłam sobie dwie koszule do szpitala. A przy okazji jak już tak łaziłyśmy to kupiłam dla maleństwa czapę na zimę z uszkami, rękawiczki, skarpetki. Później jeszcze z D byliśmy w Kauflandzie to przy okazji kupiliśmy pampersy i proszek do prania dla maleństwa, więc od jutra zaczynam pranie ciuszków dla dziecka, bo zostało już teoretycznie tylko 21 dni do rozwiązania. Jutro jeszcze muszę skoczyć do Rossmanna po kosmetyki dla bobo i będzie prawie wszystko.
Jak byłyśmy na targu to doszłam do wniosku, że kupię sobie oscypka. Więc podeszłyśmy do jednego pana i pytam ile kosztują. Jak tylko zaczął coś bełkotać pod nosem to się kapnęłam, że jest już mocno zawiany (o 11!). No, ale nic, podziekowałam i poszłyśmy gdzie indziej. I przy kolejnym stoisku się okazało, że tutaj pan też jest w takim samym stanie jak ten poprzedni. A młoda zaraz w śmiech, że albo razem balowali, albo coś w tych oscypkach jest co tak na nich działa. Ale w końcu kupiłam.
Z rzeczy do szpitala brakuje mi już tylko podkładów poporodowych i spirytusu do pępowiny.
A jutro na ostatnie już (mam nadzieję) badanie krwi i moczu. A potem już nic tylko czekanie...

27 paź 2009

36tc

Wczoraj  byłam u lekarza i mówił, że wszystko jest super, ale "od biedy może już pani rodzić". Pogieło gościa. Ja tu się dopiero oswoiłam z myślą, że za 29 dni bede rodzić, a on do mnie z takim tekstem. Poza tym mam nie brać tych tabletek od urologa dopóki nie urodzę, a zamiast tego mam łykać Żuravit i pić dużo soku z żurawiny. Następna wizyta za 2 tygodnie 9 listopada, "chyba, że się pani już rozpakuje". Ja tam wolę zaczekać do końca :)
Mamy już łóżeczko dla maleństwa. Dziadek kupił :D Ostatnio sobie przypomniałam, że muszę kupić jeszcze ciepłą czapuchę i rękawiczki bo to w końcu będzie zima.
Jakiś czas temu szłyśmy z młodą na miasto. Z klatki jednej z kamienic wyszedł młody listonosz w długich włosach. Za chwilę wybiegła za nim jakaś kobieta i woła na niego: "Pani dzwoniła?". Obie z młodą ryknęłyśmy śmiechem, bo co jak co ale nijak do kobiety nie był podobny. Ten się tylko odwrócił, ale pewnie stwierdził, że to nie do niego i poszedł dalej. Mnie ze śmiechu aż bolał brzuch.
Sylwek wreszcie zauważył, że jest facetem i znalazł sobie dziewczynę w postaci pluszowej owcy.

Oto wspomniana owca i Sylwester:

24 paź 2009

35tc 4d

Do porodu zostały mi ok. 32 dni.
Już prawie wszystko mamy dla maleństwa, teraz zostało nam tylko dokupić drobiazgi typu pościel i kosmetyki itp. Pościel mam już wybraną na allegro.
Maleństwo coraz bardziej się rozpycha i momentami aż mnie boli brzuch od tych szaleństw.
W poniedziałek znowu wizyta u ginekologa, chyba już przed ostatnia. Kupiłam ostatnio tabletki, które przypisał mi urolog i w ulotce pisało, że w ciąży nie wolno stosować i muszę zapytać ginekologa czy mam je brać czy nie, bo już nie wiem.
Od kilku dni nie mam wogóle ochoty na wychodzenie z domu. Najchętniej bym ciągle leżała i spała. Jeżeli już muszę gdzieś wyjść to tylko tam gdzie napewno jest toaleta. I ciągle mam ochotę na owoce i to najlepiej w ilościach hurtowych.
I jeszcze zdjęcie Sylwusia :)

14 paź 2009

34tc1d

Po dzisiejszej wizycie u urologa doszłam do wniosku, że jednak lepiej leczyć się prywatnie. Chociażby ze względu na podejście do pacjenta. No, ale nic. Jedyny plus, że mnie przyjął od razu. I pan doktor (zastanawiałam się czy aby na pewno skończył medycynę) mnie pyta od kiedy mam krew w moczu, no to mówię, że odkąd jestem ciąży. A on do mnie takim zdziwionym głosem: "To pani jest w ciąży?" Padłam. Brzuch mam tak wielki, że nie widzę swoich stóp, a on do mnie z takim pytaniem. Zrobił mi USG nerek i mam zastój w nerkach, być może z powodu jakiegoś małego kamienia, ale dokładniejsze badania będzie można przeprowadzić dopiero po porodzie, bo w ciąży są niewskazane. Kazał mi brać jakieś tabletki.
Od kilku dni jak tylko się położę to od razu mam zgagę. Przechodzi dopiero jak się ułożę w pozycji półleżącej, ale przecież nie będę tak spała... Wcześniej nawet nie wiedziałam co to jest zgaga.
Teoretycznie zostały mi do porodu 42 dni, a ja nijak nie jestem gotowa. Miałam nie odliczać, ale jakoś samo tak wychodzi. Chyba schowam wszystkie kalendarze, bo niepotrzebnie się denerwuję jak na nie patrzę.
Kilka dni temu zmierzyłam obwód brzucha i mam 113 cm, a jeszcze zostało trochę czasu do końca. Za to w ciągu ostatnich 3 tygodni przytyłam tylko kilogram, więc jest dobrze.
Dzisiaj pierwszy raz spadł śnieg. Miałam nadzieję, że jesień będzie jak najdłużej, bo nie umiem zapiąć kurtki zimowej, a nie opłaca mi się kupować nowej na miesiąc. Do tego stopy mi puchną i mam problem z założeniem i zapięciem kozaków. Ot, uroki ciąży...

6 paź 2009

33tc

Wczoraj byłam u lekarza i okzazało się, że mam słabą anemię pomimo tego, że biorę żelazo. Ale podobno nie jest jeszcze tak najgorzej. Poza tym mam jak najwięcej wypoczywać, bo szyjka macicy mi się obniża.
Byliśmy w czwartek z D na ostatnim USG i z maleństwem wszystko dobrze. I oba terminy tzn. z OM i USG wychodzą mi na 25 listopada. Zastanawiam się czy wogóle kiedyś śpi skoro cały czas szaleje i się rozpycha. No, ale zostało jeszcze tylko/aż 7 tygodni. I pan doktor powiedział, że jak chcemy to za 3 tygodnie możemy zrobić USG 3d, że poleca i wogóle. A jak zapytałam ile to kosztuje to się zmieszał i powiedział: "No, 120 zł". Za to to ja mam dla maleństwa milion innych rzeczy.
W tym tygodniu chcemy kupić kilka rzeczy typu pampersy  itp, żeby potem nie biegać i nie kupować na szybko. I tak ju mamy prawie całą wyprawkę oprócz kosmetyków, bo to zostawiłam na sam koniec.
W środe mam wizytę w poradni urologicznej. Zobaczymy co mi powiedzą. I tak pewnie dopóki nie urodzę nie będą mogli nic zrobić, no ale lepiej zapobiegać.
Ostatnio okazało się, że Sylwek jakimś cudem ma pchły chociaż wogóle nie wychodzi z domu. Podejrzewam, że mogły być w dywanie, który dostaliśmy od ciotki D. Ale z obrożą wyglada teraz tak dorośle :)

21 wrz 2009

30tc 6d

Nie wiem czy to normalne, ale czas zamiast zwalniać i się ciągnąć nabiera coraz większej prędkości i takim sposobem do porodu zostały mi już tylko dwa miesiące. Niedawno zaczął się wrzesień i już się kończy. O tyle dobrze, że upały się skończyły.
Ostatnio byłam z młodą na mieście i przechodziłyśmy koło straganów warzywnych. Zobaczyłam główki słonecznika, więc powiedziałam jej o tym, a młoda: "O i bób jest". No to poszłam zapytać sprzedawczyni ile kosztuje, a ona na to, że bobu nie mają. Mówię jej, że tam leży, a ona na mnie patrzy z głupim uśmieszkiem i mówi: "To fasola jest". Wstyd. A młoda się cieszyła, że nie podeszła tam ze mną.
Dzisiaj, a właściwie już wczoraj korzystając z ładnej pogody byliśmy na wycieczce z rodzicami D. Zrobiliśmy rundkę Ustroń - Szczyrk - Istebna - Koniaków i w drodze powrotnej trafiliśmy na taki korek, że w ślimaczym tempie jechaliśmy przez 3 h. Ale to i tak miła odmiana po tygodniowym uziemieniu, bo D przyniósł do domu jakieś świństwo i  się kurowaliśmy. Chociaż zauważyłam, że dzięki tym witaminom  które biorę po trzech dniach przeszedł mi katar.
Pierwszego października mamy umówione ostatnie USG. Zobaczymy jak maleństwo jest ułożone, chociaż ja myślę, że jakoś w poprzek bo kopanie czuję z prawej strony. Ostatnio zaczęły mi się skurcze przepowiadające. Się wystraszyłam, ale lekarz mi powiedział, że do 12tu razy na dobę to jest normalne.

/ Łan, daję Tobie słońca łan,
To mi przypomina, że nie jestem sam,
Sam, to nie napisane nam.
Ja i Ty to jedno. /
 

14 wrz 2009

29tc 6d

I po wizycie u lekarza. Powiedział, że wszystko jest w porządku i dalej kazał brać żelazo. Dzisiaj mi się udało, bo jak przyszłam to nikogo nie było w poczekalni, więc nie musiałam czekać. Znowu przyczepił się do wagi :)
Poza tym dzisiaj przyszło nasze nowe łóżko, które zamówiłam na allegro, bo już mieliśmy dosyć spania na starym, rozpadającym się tapczanie. Jak tylko D wróci z pracy to je złoży.
Od soboty wychodzi u nas nowy tygodnik "Rynek Cieszyński" i znalazłam tam dwa kawały przy których padłam. Muszę je tu dać :D

Komisja wojskowa sprawdza czy wojskowi znają angielski. Wchodzi pierwszy poborowy. Komisja pyta się go:
- Do you speak English?
A poborowy na to: Heeee?
Wchodzi następny poborowy. Komisja znowu się pyta:
- Do you speak English?
A poborowy na to: Heeee?
W końcu wchodzi trzeci poborowy. Komisja pyta się go:
- Do you speak English?
Ten odpowiada: Yes, I do.
A komisja na to: Heeee?

***

Na egzaminie profesor pyta studentkę:
- Jaki narząd powiększa swoją wielkość 10-krotnie?
- Członek?
- Nie. Źrenica, ale gratuluję chłopaka.

Zrobiłam dzisiaj Sylwkowi sesję zdjęciową i tutaj akurat ogląda telewizję:





Chociaż najbardziej lubi oglądać siatkówkę i ewentualnie piłkę nożną, bo wtedy dużo ludzików biega po ekranie i ma na co polować :D Oczywiście potem to ja muszę czyścić ten telewizor z śladów po łapach...

8 wrz 2009

29tc

  Wczoraj dla odmiany postanowiłam zrobić obiad, a konkretnie knedle ze śliwkami (zawsze D gotuje). Do tej pory moim największym wyczynem była jajecznica i zupa z mrożonki :) Nie będę się wdawać w szczegóły, ale po dwóch telefonach do młodej i interwencji D ciasto było "prawie" takie jak pisało w przepisie. Wg mnie miało konsystencję kitu do oknien. Ale po ugotowaniu nawet były smaczne. I udało mi się nikogo nie otruć. Następnym razem nie będę słuchać młodej, "że to łatwe jest". Może dla niej jest łatwe, bo skończyła gastronom.

To efekt mojej pracy przed ugotowaniem:

 

Wczoraj pochodziłam z młodą po mieście i kupiłam kilka rzeczy dla maleństwa. Mam już smoczki, butelkę, aspirator do noska, termometr do wody w kształcie Nemo. Drobnostką jest fakt, że w ciągu niecałych dwóch godzin wydałyśmy 100 zł. A z większymi zakupami wstrzymamy się do listopada.
Stałyśmy w Rossmannie przy kasie i mówię do niej: "Dzidzia zaczęła kopać". A ona na cały sklep: "Wiedziałam! Ona!". Moim zdaniem słowo: dzidzia tylko tak się odmienia niezależnie od płci, no ale ona wie lepiej.

1 wrz 2009

28tc

I takim o to sposobem wakacje się skończyły i przyszedł wrzesień. Nigdy nie myślałam, że będę się cieszyć z tego. Ale mam już dosyć upałów. Chociaż w sumie nawet jak leje deszcz to mi jest gorąco.
Od trzech dni maleństwo systematycznie kopie mnie po pęcherzu i za niedługo chyba zacznę chodzić po ścianach. Czuję się tak jakby wszystko co wypiję przelewało się przeze mnie nie zatrzymując się nigdzie. W związku z tym w toalecie jestem średnio co 30 minut.
Kupiłam ostatnio na allegro świetny pas ciążowy, ponieważ doszłam do wniosku, że taniej mnie to wyjdzie niż kupowanie nowych bluzek, bo w moich mam brzuch na wierzchu a tak nie da się chodzić :)
Kilka dni temu położyłam sie już do wyrka i mnie naszło żeby włączyć tv i tu zaczęły się problemy, bo przez brzuszek nic nie widziałam. Nie wiedziałam, że on jest już taki wielki.
Chociaż w sumie raz młoda mi powiedziała, że ona przynajmniej widzi swoje stopy jak patrzy w dół :D
I jeszcze zdjęcie brzucha w 26 tygodniu:

27 sie 2009

27tc 2d

Wczorajsza rozmowa z młodą na gadu. Pytam jej: "Co jeszcze trzeba dla dziecka z dużych rzeczy oprócz wózka i łóżeczka?"
Jej odpowiedź: "Cierpliwość"
Co do ciążowych dolegliwości to mam dosyć ciągłego biegania do toalety. Najlepiej byłoby gdybym wogóle z niej nie wychodziła. Wcześniej w nocy wstawałam max trzy razy, a teraz średnio co dwie godziny.
W poniedziałek byłam u ginekologa i okazało się, że szyjka macicy mi się obniża. W związku z tym mam jak najwięcej wypoczywać i nie szaleć. Poza tym dał mi skierowanie do poradni urologcznej, ponieważ w każdym badaniu wychodzi, że mam krew w moczu. Oprócz tego zwrócił mi uwagę na wagę, bo już mam 10 kg na plusie.
Dzisiaj przeszłam się po mieście za prezentem dla Franusia i kupiłam mu przytulankę - lwa i grzechotkę. A dla naszego maleństwa grzebyk i szczotkę do włosów. Przy okazji posprawdzałam ceny przewijaków i wanienek. W przytulance się zakochałam i dla nas też taką kupię. Wogóle nie wiedziałam, że u nas  mieście jest tyle sklepów z artykułami dla noworodków i niemowlaków.
Zrobiłam listę co musimy mieć dla dziecka i trochę mi się tego zebrało. Ale dwie najważniejsze rzeczy, tzn. wózek i łóżeczko są już załatwione więc zostały drobnostki.
We wtorek byłam w szpitalu dowiedzieć się co muszę mieć dla siebie i dzidzi do porodu. I przy okazji dowiedziałam się, że poród rodzinny kosztuje 200 zł i nie trzeba mieć skończonej szkoły rodzenia. Teraz decyzja należy do D.

23 sie 2009

26tc 5d

Jutro idziemy z D do lekarza, a potem do ADMu złożyć wreszcie wniosek o mieszkanie. Jak sobie wyobrażam zimę z dzieckiem w tym mieszkaniu to mnie ciarki przechodzą.
I najlepsze:
W dniu kiedy bratu D urodził się syn dowiedzieliśmy się, że siostra D też jest w ciąży... W drugim miesiącu. Jestem ciekawa jakie jest prawdopodobieństwo wystąpienia trzech ciąż w jednej rodzinie w przeciągu kilku miesięcy.

19 sie 2009

26tc 1d

W sobotę postanowiłam pobawić się w kucharkę dla kota i ugotowałam ryż, który wymieszałam z mu z żarciem, bo nie chciał go jesć. I takim o to prostym sposobem ma odmianę:)
A w ogóle to założyłam Sylwkowi profil na pupile.com

Ostatnio pisałam z młoda na gg, żeby też się postarała o bobo, a w razie czego babcia by się nim zajmowała. I tu końcówka naszej rozmowy (dosłownie):
M: szkoda dziecka..
Ja:  my jakoś przeżyłyśmy
M: ze zrytą psychiką <lol2>
W sumie co racja to racja. Dzieciństwo miałyśmy ciężkie... psychicznie.
Maleństwo szaleje w brzuchu i czuję się jakbym tam miała co najmniej trójkę dzieci, a nie jedno. A najlepsze jest to, że dzidzia najbardziej aktywna jest w nocy i nad ranem, kiedy D wstaje do pracy.
Ostatnio udało mi się upolować na allegro piękny kombinezon dla dziecka na zimę. Razem z przesyłką wyszło mnie to 20 zł.
Młoda już zadeklarowała, że kupi matę edukacyjną. Aż się boję co to będzie, bo z jej możliwościami...
W poniedziałek znowu do ginekologa. Obejrzy moje wyniki badań. Chociaż morfologię mam poniżej normy. Czyli żelazo będę musiała brać już do końca ciąży.
Dzisiaj mama D mnie obudziła w środku nocy (czyt. 9.00), żeby powiedzieć, że D został wujkiem :D Czyli teraz już zostałam sama z brzuchem. Ale pocieszający jest fakt, że teraz wszyscy bardziej będą się interesować maluszkiem niż mną. Tylko teraz co kupić dla małego? Podejrzewam, że skoro mają już całą wyprawkę to kolejne śpioszki lub body raczej nie będą potrzebne, bo w końcu ile noworodek może potrzebować ubrań. I jestem w kropce.

15 sie 2009

25tc 4d

I już po badaniu glukozą. Wyniki będa w poniedziałek. Nigdy więcej nie chcę pić czegoś takiego. To tak jakby wypić na raz szklankę miodu. I do tego mnie dwa razy dziabali igłą.
W zeszłą sobotę byliśmy z rodzicami D w Auchanie. Kupiliśmy mu wreszcie lampki do rowera, żeby mógł jeździć też w nocy. Nienawidzę jak ma nocki, no ale co zrobić. Przynajmniej mam całe łóżko dla siebie:D Jednaj brzucho też zajmuje coraz więcej miejsca. Ale mamy w planach w niedalekiej przyszłości kupić nowe łóżko. Takie 160 x 200 cm.
W czwartek z nudów wymyśliłam sobie, że chcę zafarbować włosy. A, że u mnie droga od planów do zrealizowania bardzo krótka to skoczyłam od razu po farbę i młoda mi zrobiła włosy. Byłam ciekawa czy D zauważy. Oczywiście jak przyszedł z pracy to nic. W końcu się mnie zapytał czemu się ciągle uśmiecham. To mu powiedziałam, że sprawdzam jego spostrzegawczość. Obejrzał mnie od stóp do głów i po chwili namysłu powiedział: "No... jesteś ruda". A na opakowaniu farby pisało "Olśniewający brąż". Bez komentarza.
Wczoraj pochodziłam  po sklepach i kupiłam sobie śliczną bluzeczkę, taką odcięta pod biustem i bluzę z rękawem 3/4, bo po ostatnim przeglądzie mojej szafy doszłam do wniosku, że wszystkie bluzki i bluzy mam za krótkie. A nie chcę ganiać z brzuchem na wierzchu. A co do spodni to dobre mam trzy pary z czego dwie to rybaczki więc na jesień odpadają. Po za tym kupiłam sobie na allegro pas ciążowy.
Do tego muszę wreszcie rozejrzeć się za szkołą rodzenia. Niby dostałam od mojego ginekologa numer telefonu do jednej położnej, ale wolałabym gdzieś bliżej. Nie uśmiecha mi się biegać na drugi koniec miasta. Zobaczę jeszcze koło mnie. Może coś będzie.

6 sie 2009

24tc 2d

Dzisiaj byliśmy z D w Castoramie i kupiliśmy śliczną lampę żeby nie świecić ciągle górnego światła, a ja nie lubię siedzieć po ciemku:)
Ostatnio wszystko mnie denerwuje np. muzyka, głośno grający telewizor, krzyczące dzieci. Nie wiem czy to normalne, ale mam nadzieję, że w końcu minie.
W poniedziałek przeszłam samą siebie. D był po nocce, więc stwierdziłam, że skoczę kupić coś na obiad zanim się obudzi. Cały czas miałam wrażenie, że czegoś zapomniałam i nagle w połowie drogi mnie olśniło. Zapomniałam... pieniędzy. A na karcie pustki, bo wypłata dopiero 10-tego. Więc chcąc niechcąc zadzwoniłam do D, żeby przyszedł z pieniędzmi. Z moimi zdolnościami to ja kiedyś gdzieś zapomnę głowy...
W poniedziałek byłam też u lekarza i wszystko w porządku. Zlecił mi kolejną morfologię krwi, badanie moczu i badanie z obciążeniem glukozą, żeby wykryć w razie czego cukrzycę. W piątek o 8.00 mam iść na pobranie krwi, oczywiście na czczo. Zaraz potem mam wypić roztwór, który mam przygotować w domu z 75 g glukozy i 300 ml wody. I za 2 godziny znowu mi pobiorą krew. I przez te dwie godziny mam siedzieć cały czas na tyłku. Nie ma spacerowania po ośrodku, ani tym bardziej po mieście.
Sylwek odkrył wreszcie, że skoro idzie otworzyć zamknięte drzwi z sypialni do pokoju to w drugą stronę działa to identycznie. Raz mu się nawet udało otworzyć drzwi na korytarz. Dobrze, że daleko nie uciekł.
Ostatnio zrobiłam eksperyment. Włączyłam po cichu muzykę w telefonie i przyłożyłam do brzucha. I się zaczęło... Cały brzuch mi "chodził". Maleństwo chyba tańczyło. Ale też wybredne jest, ponieważ nie każda piosenka się podobała. Oczywiście w nocy nie daje mi spać, ponieważ wtedy jest najlepsza pora na rozrabianie, kopanie mnie po pęcherzu lub łaskotanie tak intensywne, że muszę zmienić pozycję.
No, idziemy spać. Dobranoc.

24 lip 2009

Prawie 22tc

15 lipca dzidzia wreszcie pokazała, że siedzi w brzuchu i ma się dobrze. Kopie coraz mocniej i częściej. Chyba zasmakował/a w słodyczach, bo jak jem coś słodkiego to czuję jakbym w brzuchu miała małego kangurka.
W zeszły czwartek mieliśmy z D pierwszą rocznicę i dostałam od niego śliczną bransoletkę.
Wczoraj byliśmy na USG połówkowym i z dzidzią wszystko w porządku. I waży prawie pół kilo. Termin przesunął się tylko o jeden dzień, na 28 listopada.
Mamy już masę ciuszków dla dziecka, wózek załatwiony, łóżeczko też, a dzisiaj oglądałam pościele do łóżeczka. Wybór jest ogromny, więc będzie problem:)
Już jutro mam urodziny, 21-wsze. Od osiemnastki leci mi to strasznie szybko i  nawet  nie wiem kiedy. Ale pocieszam się faktem, że jak dziecko będzie pełnoletnie to ja będę jeszcze przed 40-tką.
Odkąd jestem w ciąży zauważyłam, że mam problemy z koncentracją. I jedyne na czym mogę się w miarę skupić są odmóżdżające książki. Ale przynajmniej mam zajęcie na te upały. Nawet wentylator nie pomaga... Najchętniej nie wychodziłabym spod prysznica. Idę coś posprzątać...
 
 

2 lip 2009

19tc 2d

I już powoli zbliża się piąty miesiąc. Jeszcze niedawno był drugi:) Brzusio rośnie, więc mogę się już nim pochwalić. Do tej pory przybrałam dopiero 4 kg. Całkiem nieźle. Od początku czerwca jestem na zwolnieniu, więc się opieprzam w domciu. Przy upale to ani wyjść z domu ani w nim siedzieć. Jakoś w ogóle nie mam weny żeby pisać notek. Muszę brać żelazo, ponieważ ostatnie wyniki badania krwi były coś nie halo. Mam już umówiona wizytę na drugie USG na 23 lipca. Poznam płeć dzidzi. Powoli zaczynam kupować maleńkie ciuszki. Cześć dostałam po siostrzeńcu D. Mój tata zrobi łóżeczko więc mamy o tyle mniej. Sylwuś rośnie strasznie szybko i coraz wyżej wskakuje/wspina się. Zaczynam podejrzewać, że ma ADHD. Pocieszam się tym, że może z tego chociaż częściowo wyrośnie. Zjada wszystko łącznie z bitą śmietaną, waflami, chrupkami. Wiecznie jest głodny. Całkiem jak ja:) Na dzisiaj tyle...

26 maj 2009

14 tc

I już 14-ty tydzień. Stanowczo za szybko ten czas leci. W czwartek byłam na pierwszym USG i widziałam dzidzię. Ruszała nóżkami i rączkami:) Dostałam zdjęcie i teraz wszystkim pokazuję. Dzisiaj wreszcie dotarłam do przychodni na badanie grupy krwi. Nienawidzę strzykawek. Brrr... Pierwszego idę do lekarza na wizytę kontrolną i biorę L4, bo w pracy nie wytrzymuję już temperatur. I będę się byczyć w domciu. Może wreszcie nauczę się gotować:) A po za tym Sylwek rośnie w zastraszającym tempie. I prawie cały czas śpi. Tak jak ja. Zęby ma jak szpilki i ciągle nas gryzie. Wystarczy, ze rano zadzwoni mi budzik to on zaczyna. Idę spać...

9 maj 2009

Ciąża

Mam dwie ciekawe nowiny. Skoro już wszyscy wtajemniczeni wiedzą, to mogę ogłosić, że 6 kwietnia dowiedziałam się, że będę mamą. Teraz już jest końcówka 9 tygodnia. Mimo tego, że boję się przyszłości to jestem szczęśliwa. Młoda i tata się ucieszyli. Młoda to nawet wózek chce kupić - tak powiedziała. Rodzice D też są szczęśliwi. Obowiązkowo przyszły tatuś chodzi ze mną do lekarza na wszystkie wizyty. Ginekolog zlecił mi pełno badań, m.in. na grupę krwi, której nie znam, a powinnam. Mam już umówione na 21 maja USG, więc za dwa tygodnie zobaczę po raz pierwszy bobo. Nawet nie podejrzewałam, że ciąża może wywrócić życie do góry nogami. Zero fajek, fast foodów za to warzywa, witaminki, zdrowe jedzenie, chociaż na chipsy i tak nie mogę patrzeć więc mała strata. Za niedługo będę wyglądać jak wieloryb, ponieważ ciągle mam ochotę na słodkie. W pracy dałam już zaświadczenie, więc nie muszę nic dźwigać, ani nigdzie się wspinać. A po za tym to będę na bieżąco relacjonować.
Drugą nowiną jest to, że mamy już kociaka. Trzy dni był bezimienny, ale w końcu D wymyślił: Sylwester. W skrócie Sylwek. Kotek już sam chodzi do kuwetki, niesamowicie rozrabia, uwielbia się przytulać. Już zapomniałam ile małe koty potrzebują uwagi. Wczoraj ciocia Martyna przyniosła kitkowi zabawkę myszkę i pyszna saszetkę z łososiem w sosie własnym. Ale Sylwuś to jest temat na osobną notkę...