Znalazłam sobie nowe hobby, a mianowicie haftowanie :) Uznałam, że to będzie bardziej twórcze niż siedzenie cały dzień przed telewizorem. Wczoraj skoczyłam sobie do pasmanterii, kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i teraz szaleję. Jak skończę to wrzucę fotkę mojego dzieła.
Jeżeli do poniedziałku nie urodzę to idę do ginekologa na ostatnią wizytę. Powiedział, że wtedy wypisze mi skierowanie do szpitala. Wczoraj byłam jeszcze na zaległym badaniu krwi i moczu. Pojutrze będą wyniki i zobaczymy czy te tabletki z żurawiną coś dają. Żelaza na razie nie muszę już brać.
Ostatnio umyłam okna i tak jak pisała ina na swoim blogu to wcale nie przyśpiesza ani nie wywołuje porodu (przynajmniej w moim przypadku). Tak samo jak chodzenie po schodach, ręczne wypranie a potem wyprasowanie 20 pieluch tetrowych, dwugodzinny maraton po mieście.
W piątek przyszedł materac do łóżeczka i złożyliśmy z D wszystko do kupy. I miałam niezły ubaw, bo wszystko w łóżeczku mamy żółte: prześcieradło, pościela, przewijak a nawet pieluszki flanelowe. Jakoś przy kupowaniu nie zwrócilam na to uwagi. Braliśmy po prostu o co się nam podobało. Za to kocyki mamy zielone :)
I fotka z sesji zdjęciowej autorstwa młodej:

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz