We wtorek, 3.11 minął rok odkad mieszkam z D. I pomimo przwidywań niektórych osób, że "na swoim zobaczę jak jest ciężko, spadnę na dno" i wogóle nadal żyję i mam się całkiem dobrze. Powoli dorabiamy się swojego, a mnie się nawet udało nauczyć gotować proste rzeczy. Nasz stan posiadania zwiększył się m.in. o kota, któremu momentami mam ochotę zrobić krzywdę (pewnie to dlatego D jest ukochanym panem). Ale w sumie firanki i tak już spisałam na straty, więc nie jest źle. Ale za to kochany jest kiedy "pomaga" D palić w piecu. Nie wspomnę jak potem wygląda ufifrany od węgla. Poza tym ściąga mi pranie z suszaka (ale już go nie zbiera jak spadnie na podłogę). Na przełomie grudnia i stycznia będziemy się przeprowadzać do większego mieszkania - z balkonem. Moje największe marzenie :)
Byłyśmy dzisiaj z młodą na targu. Kupiłam sobie dwie koszule do szpitala. A przy okazji jak już tak łaziłyśmy to kupiłam dla maleństwa czapę na zimę z uszkami, rękawiczki, skarpetki. Później jeszcze z D byliśmy w Kauflandzie to przy okazji kupiliśmy pampersy i proszek do prania dla maleństwa, więc od jutra zaczynam pranie ciuszków dla dziecka, bo zostało już teoretycznie tylko 21 dni do rozwiązania. Jutro jeszcze muszę skoczyć do Rossmanna po kosmetyki dla bobo i będzie prawie wszystko.
Jak byłyśmy na targu to doszłam do wniosku, że kupię sobie oscypka. Więc podeszłyśmy do jednego pana i pytam ile kosztują. Jak tylko zaczął coś bełkotać pod nosem to się kapnęłam, że jest już mocno zawiany (o 11!). No, ale nic, podziekowałam i poszłyśmy gdzie indziej. I przy kolejnym stoisku się okazało, że tutaj pan też jest w takim samym stanie jak ten poprzedni. A młoda zaraz w śmiech, że albo razem balowali, albo coś w tych oscypkach jest co tak na nich działa. Ale w końcu kupiłam.
Z rzeczy do szpitala brakuje mi już tylko podkładów poporodowych i spirytusu do pępowiny.
A jutro na ostatnie już (mam nadzieję) badanie krwi i moczu. A potem już nic tylko czekanie...
Byłyśmy dzisiaj z młodą na targu. Kupiłam sobie dwie koszule do szpitala. A przy okazji jak już tak łaziłyśmy to kupiłam dla maleństwa czapę na zimę z uszkami, rękawiczki, skarpetki. Później jeszcze z D byliśmy w Kauflandzie to przy okazji kupiliśmy pampersy i proszek do prania dla maleństwa, więc od jutra zaczynam pranie ciuszków dla dziecka, bo zostało już teoretycznie tylko 21 dni do rozwiązania. Jutro jeszcze muszę skoczyć do Rossmanna po kosmetyki dla bobo i będzie prawie wszystko.
Jak byłyśmy na targu to doszłam do wniosku, że kupię sobie oscypka. Więc podeszłyśmy do jednego pana i pytam ile kosztują. Jak tylko zaczął coś bełkotać pod nosem to się kapnęłam, że jest już mocno zawiany (o 11!). No, ale nic, podziekowałam i poszłyśmy gdzie indziej. I przy kolejnym stoisku się okazało, że tutaj pan też jest w takim samym stanie jak ten poprzedni. A młoda zaraz w śmiech, że albo razem balowali, albo coś w tych oscypkach jest co tak na nich działa. Ale w końcu kupiłam.
Z rzeczy do szpitala brakuje mi już tylko podkładów poporodowych i spirytusu do pępowiny.
A jutro na ostatnie już (mam nadzieję) badanie krwi i moczu. A potem już nic tylko czekanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz