8 wrz 2009

29tc

  Wczoraj dla odmiany postanowiłam zrobić obiad, a konkretnie knedle ze śliwkami (zawsze D gotuje). Do tej pory moim największym wyczynem była jajecznica i zupa z mrożonki :) Nie będę się wdawać w szczegóły, ale po dwóch telefonach do młodej i interwencji D ciasto było "prawie" takie jak pisało w przepisie. Wg mnie miało konsystencję kitu do oknien. Ale po ugotowaniu nawet były smaczne. I udało mi się nikogo nie otruć. Następnym razem nie będę słuchać młodej, "że to łatwe jest". Może dla niej jest łatwe, bo skończyła gastronom.

To efekt mojej pracy przed ugotowaniem:

 

Wczoraj pochodziłam z młodą po mieście i kupiłam kilka rzeczy dla maleństwa. Mam już smoczki, butelkę, aspirator do noska, termometr do wody w kształcie Nemo. Drobnostką jest fakt, że w ciągu niecałych dwóch godzin wydałyśmy 100 zł. A z większymi zakupami wstrzymamy się do listopada.
Stałyśmy w Rossmannie przy kasie i mówię do niej: "Dzidzia zaczęła kopać". A ona na cały sklep: "Wiedziałam! Ona!". Moim zdaniem słowo: dzidzia tylko tak się odmienia niezależnie od płci, no ale ona wie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz